O miłości, emocjach i potędze słów. Wywiad z pisarką Martą Reich
Od dzieciństwa chciała być pisarką. Marzyła, aby napisać ciąg dalszy „Dumy i uprzedzenia”. O marzeniach, dyscyplinie w elitarnej szkole i… jak to się zaczęło. Wywiad z Martą Reich – pisarką, autorką kryminałów i nie tylko.
Wstęp od (nie) Perfekcyjnej
Z Martą poznałyśmy się, pracując w korporacji. To było prawie 10 lat temu. Obie pracowałyśmy w marketingu, choć w różnych działach.
Pomimo, że dzieli nas spora różnica wieku, od razu się polubiłyśmy (to taka moja bratnia dusza 🙂 ). Może dlatego, że jesteśmy podobne? Takie wzajemne przyciąganie. Obie jesteśmy urodzonymi optymistkami, kochamy życie i ludzi, choć życie nas obie doświadczyło… każdą inaczej. Ale każda z nas wie, że wszystko co nas spotkało i spotyka, jest ważne i potrzebne.
Od lat obserwuję talent i rozwój Marty. To, co mnie zadziwia (u tak młodej osoby), to jej konsekwencja, ale i spokój. Małymi kroczkami wspina się tam, gdzie wyznaczyła sobie kierunek i wie, że jest dobry. Jest bardzo skromną osobą, a przy tym niesamowicie ciepłą. Ma intuicję, a ja wierzę w intuicję.
Jej nowa książka była pretekstem do spotkania i wywiadu, na który serdecznie zapraszam.
Marta Reich kocha ludzi, sztukę, modę, rozmowy do rana i kulinarne eksperymenty (jak ja). Nie mogłaby obejść się bez książek, porannej kawy i codziennej dawki śmiechu (jak ja). Uwielbia kawiarnie, patrzenie przez okno, zakupy i obserwowanie ludzi (jak ja). Nie znosi szufladkowania, kaszy gryczanej i indyka (w temacie kuchni – już trochę nas dzieli 🙂 ).
Studiowała w Wielkiej Brytanii i w Warszawie. Choć Anglię uważa za swój drugi dom, podjęła decyzję o powrocie do Polski i życiu na styku dwóch światów. Od wielu lat łączy pasję pisarską z pracą w międzynarodowych korporacjach (choć ma nadzieję pewnego dnia skupić się tylko na tej pierwszej). Autorka kryminałów: „Morderstwo i cała reszta” oraz „Sztuki i sztuczki”. 8 czerwca 2021, na rynku pojawiła się jej trzecia książka „Każde Twoje słowo”. To jej pierwsza powieść obyczajowa z elementem suspensu, pełna życiowych obserwacji i nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Dorota – Just Perfect: Marta, to zacznijmy od tego, jaka jest ta różnica wieku między nami? Bo jest spora, choć nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że urodziłaś się, kiedy ja kończyłam… podstawówkę!
Marta Reich: Piętnaście lat! Czy to dużo? Kiedyś powiedziałabym, że cała galaktyka, tak jak lata świetlne dzieliły mnie – pierwszoklasistkę – od drugo- czy trzecioklasistów. Dziś wiem, że różnica wieku nie ma większego znaczenia. To, co nas łączy lub dzieli, to podejście do życia, poglądy, doświadczenie, sposób patrzenia na świat. A te, mam wrażenie, mamy bardzo podobne 🙂 .
Dorota – Just Perfect: Oj tak! I wspomnienia mamy podobne. Czytając Twoją pierwszą książkę „Morderstwo i cała reszta”, z ogromną nostalgią wspominałam „nasze czasy” wspólnych imprez wydawniczych. Dzięki Tobie i Twojej bohaterce Poli, przeniosłam się do tego świata i poczułam jakbym tam była i oczywiście od razu byłam młodsza 🙂 .
A teraz na poważnie. Zacznijmy od początku. Kończyłaś elitarne liceum w Anglii z dyscypliną i mundurkiem ( ale pewnie i …papierosami:) ). Mieszkałaś z dala od rodziny w internacie. Czy to była „wolność” czy wyobcowanie? Jak wspominasz ten okres życia?
Marta : Pięknie to podsumowałaś – zupełnie tak, jak byś tam była razem ze mną! To był niesamowity okres mojego życia. Trudny – bo byłam daleko od domu, tak naprawdę zostawiłam za sobą wszystkich i wszystko, co znałam i kochałam. Z cieplarnianych warunków troskliwego, kochającego domu trafiłam w oko cyklonu – szkoły dla uprzywilejowanych Brytyjczyków, którą rządził tzw. „zimny chów” – i kultura, którą nie zawsze rozumiałam. Dodam, że Polska nie weszła wtedy nawet jeszcze do UE, wiedza o naszym kraju była wśród moich rówieśników znikoma.
Dużo czasu zajęło mi przebicie się przez mur angielskiej rezerwy i nieufności wobec obcokrajowców, ale gdy już mi się to udało – odkryłam, że naprawdę było warto.
Pomimo zimnej fasady, Brytyjczycy to wspaniali ludzie, z ogromnym poczuciem humoru oraz dystansem do siebie i innych. Ciekawi świata i otwarci na różnorodność. Dlatego ten czas był też dla mnie niezwykły – bardzo szybko musiałam dorosnąć, poznać siebie, zweryfikować wszystko, co dotąd wiedziałam o życiu.
A mundurki i papierosy… tak, to była kwintesencja brytyjskiego wychowania, prawdziwa szkoła życia. Naszym wychowawcom nie chodziło o to, żebyśmy ślepo podążali za wszystkimi zasadami, tylko uczyli się wyznaczać – ale i przekraczać – własne granice.
Dorota – Just Perfect: Średniowieczne budynki szkoły , gdzie kręcono sceny Harry’ego Pottera, sceneria rodem z powieści Jane Austen „Duma i uprzedzenie”. Pewnie już wtedy marzyłaś o spotkaniu z romantycznym bohaterem, panem Darcy?
Marta : Ależ oczywiście! Właściwie od miłości do Pana Darcy’ego wzięło się moje pragnienie wyjazdu do angielskiej szkoły. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że jeśli tam trafię, to moje życie w magiczny sposób zacznie wyglądać tak, jak w brytyjskich filmach kostiumowych… co oczywiście było totalną naiwnością!
Ale miłość do powieści Jane Austen towarzyszyła mi, odkąd pamiętam.
Do tego stopnia, że gdy miałam trzynaście lat, zaczęłam pisać kontynuację „Dumy i uprzedzenia”. Bardzo chciałam opowiedzieć sobie i innym, jak wyglądało poślubne życie Elżbiety i Pana Darcy’ego. Tyle, że wytrwałości wystarczyło mi… na jakieś pięć stron.
Dorota – Just Perfect: Czyli to tam zaczęło się twoje pisanie?
Marta : Tak naprawdę nie. Moje pisanie zaczęło się w Paryżu, kiedy byłam na stażu w Yves Saint Laurent. Można by powiedzieć: stolica mody, praca marzeń… Może i tak, ale na pewno nie w styczniu. Tego dnia było zimno i ponuro, rodowici Francuzi siedzieli w domach i grzali się przy farelkach, a wieczór, który super się zapowiadał – w ostatniej chwili legł w gruzach z powodu przeziębienia mojej koleżanki.
Byłam sama w moim maleńkim mieszkanku na poddaszu, wieczór jawił się jako stracony i to chyba był trigger. Pomyślałam: „kurczę, niby jestem w Paryżu, niby mam pracę marzeń, a tymczasem jest sobota i nawet nie mam dokąd się ruszyć. Co to ma być za interes? Muszę zrobić z tym wieczorem coś, cokolwiek, żeby nie był stracony”.
Wtedy właśnie, w Paryżu, zaczęłam pisać swoją pierwszą powieść kryminalną „Morderstwo i cała reszta”.
Ostatecznie będąc w Paryżu stworzyłam ponad jedną czwartą powieści – na tyle dużo, że po powrocie do Warszawy miałam ogromną motywację, by tę historię dokończyć.
Paryż zadziałał na mnie inspirująco, to było mega doświadczenie. Nie wiem, czy chodziło o to, że po raz pierwszy mieszkałam całkiem sama i miałam więcej przestrzeni dla własnych przemyśleń, czy bardziej o te wszystkie kawiarnie, romantyczne uliczki i malownicze zakamarki, które zainspirowały mnie, jak przecież już tylu twórców przede mną. Dość, że ten paryski czas bezsprzecznie podarował mi pisanie – coś, co być może w innych okolicznościach w ogóle by się w moim życiu nie wydarzyło.
Dorota – Just Perfect: Czyli Paryż zainspirował Cię do napisania pierwszego kryminału; a drugi, czy też miał jakieś charakterystyczne korzenie?
Marta : Drugi pisałam w Warszawie i Kazimierzu Dolnym, gdzie zaszyłam się na jakiś czas, by stworzyć spory kawałek historii. Ta część przygód Poli jest mocno warszawska, ale też artystyczna – intryga skupia się wokół społeczności aktorskiej, akcja zaczyna się na kilka dni przed premierą „Hamleta”. Tym razem inspiracją dla opowieści była moja miłość do Szekspira, teatru, ale też – od zupełnie innej strony – do zagadnień związanych z kulturą żydowską, z własnym dziedzictwem i tożsamością.
Jak zawsze jednak u mnie, wątki kulturalne mieszają się z tymi biznesowymi, a więc roi się też od prawników, przedsiębiorców, a nawet polityków czy działaczy społecznych… i ich własnych słodkich tajemnic!
Dorota – Just Perfect: Jesteśmy w przededniu wydania Twojej trzeciej książki, trochę innej niż pozostałe. Pierwsze dwie to, powiedziałabym, kryminały z wątkiem obyczajowym, zaś trzecia, czyli „Każde twoje słowo”, to powieść obyczajowa z elementami suspensu. Powiedz, skąd ta zmiana i czy ten rodzaj powieści inaczej się pisze?
Marta : Uwielbiam pisać, a co za tym idzie – także eksperymentować z nowymi dla mnie gatunkami czy konwencjami. Jakiś czas temu chodziłam na warsztaty pisarskie w Teatrze Powszechnym w Warszawie, na których co tydzień dostawaliśmy nowe, różnorodne zadania. Czasem trzeba było napisać wiersz z perspektywy guzika od swetra, innym razem – list do gazety w sprawie hipisowskiej komuny na Grochowie. Tematy kompletnie odjechane, ale odkryłam, że wykonywanie takich abstrakcyjnych literackich zadań sprawia mi ogromną przyjemność i bardzo rozwija warsztat.
Właśnie dlatego pokusiłam się o stworzenie historii w innym niż dotychczas kanonie.
Powieść obyczajowa, chociaż bardzo popularna, daje ogromne pole do popisu – ujście dla emocji, społecznych obserwacji czy nastrojów związanych z danym okresem. Nie żałuję, że się na nią zdecydowałam.
A czy pisze się ją inaczej? Na pewno. Pod pewnym względem łatwiej, bo wymaga znacznie mniej logicznej dyscypliny niż skomplikowana kryminalna zagadka. Ale też trudniej, bo o ile w kryminale łatwo Czytelnika w naturalny sposób zainteresować tym, co będzie dalej (intryga w zasadzie sama „robi” wartką akcję), to w powieści obyczajowej trzeba się naprawdę nagimnastykować, by stworzyć ciekawą i niebanalną historię.
Właśnie dlatego po namyśle zdecydowałam się dodać do niej wątek tajemnicy. Dzięki temu Czytelnicy czekają nie tylko na to, jak zakończy się historia bohaterów, ale też na wyjaśnienie, co zaszło między nimi w przeszłości i dlaczego dokonali po drodze takich, a nie innych wyborów.
Dorota – Just Perfect Nie czytałam jeszcze Twojej ostatniej książki, ale wstęp i Twoja opowieść bardzo mnie zaciekawiły 🙂 . Z tego, co czuję, ta książka jest wyjątkowa. Łączy dwa światy, trochę jak w Twoim życiu. Czy jest bardziej osobista, niż poprzednie? Czy mam dobrą intuicję ????
Marta : Tak! Muszę zastrzec, że nigdy nie przenoszę prawdziwych osób ani zdarzeń na łamy swoich powieści, ale ta rzeczywiście bardziej niż jakakolwiek inna nawiązuje do moich osobistych doświadczeń – a nawet szerzej: do doświadczeń mojego pokolenia. Ta historia toczy się na styku światów i czasów, w dwóch odległych europejskich stolicach: w Warszawie i Londynie.
Dotyka rzeczywistości, z którą zderzyła się większość dzieciaków urodzonych w latach 80-tych. Ostatni przełom wieków był dla nas czasem otwarcia na świat, ale i trudnych wyborów. Z jednej strony wejście do NATO i UE, pojawienie się w stolicy szklanych wieżowców i międzynarodowych korporacji, realniejsza niż wcześniej możliwość zagranicznych wyjazdów. Ale też trudne decyzje o pozostawieniu za sobą wszystkiego, co znane, bezpieczne i bliskie, na rzecz życia, które kusi obietnicami zachodniego komfortu, ale też odstrasza obcością i niepewnością.
Myślę, że przez to bardzo wiele i wielu z nas przez kilka lat żyło gdzieś „pomiędzy”, póki życie nie zmusiło nas, by któreś miejsce wybrać na swój dom i w nim się zakorzenić. I potem tak to wyglądało: praca czy studia w jednym kraju, rodzina i najbliżsi przyjaciele – w drugim. Kariera w jednym mieście, a miłość – tysiąc kilometrów dalej. Ale oczywiście na dłuższą metę tak się nie da; przychodzi dzień, gdy trzeba dokonać wyboru. Na rzecz jednego życia, ale kosztem drugiego.
I właśnie takie jest tło dla mojej książki, opowieści o młodych ludziach, którzy zakochują się w sobie u progu nowego Millenium. Są pełni entuzjazmu, ideałów i romantycznych uniesień, przekonani, że świat leży u ich stóp i ma dla nich same cukierki. To historia o dwudziestoletnich dzieciakach, które niepostrzeżenie stają się dorosłymi trzydziesto-kilkulatkami. Mierzą się z konsekwencjami wyborów, poczucia straty, potęgi słów i składanych obietnic.
Ale też odkrywają siłę, która drzemie w drugich szansach i determinacji, by na trudnych nieraz doświadczeniach budować pozytywne zmiany – od nowa.
Oczywiście i ja mam takie doświadczenie, bo z Warszawy wyjechałam do Anglii jeszcze w liceum i spędziłam tam kilka kolejnych lat. Czas dorastania, poznawania siebie, stawania kobietą i budowania własnej tożsamości przeżyłam z dala od domu, ale też wiele bliskich relacji i przyjaźni zbudowałam tam – już na własny rachunek.
I chociaż finalnie zdecydowałam się na powrót do Warszawy, to wiem, że życie w UK miało kluczowy wpływ na to, kim jestem dzisiaj.
Dorota – Just Perfect: To porozmawiajmy chwilę o intymności i o wątku romantycznej miłości, który wybrzmiewa w książce. Czym jest i jak kochają dwudziestolatkowie? A jak trzydziesto-kilkulatkowie Twoim zdaniem?
Marta: Fajnie, że o to pytasz, bo opisuję tę różnicę w powieści i wiele o niej myślałam. Mam wrażenie, że miłość dwudziestolatków jest niesamowicie niewinna, w emocjonalnym tego słowa znaczeniu. To jest jak skok na głęboką wodę: wpadamy w nią całą sobą, delektując każdą orzeźwiającą chwilą, nie myśląc o konsekwencjach. Zakochujemy się beznadziejnie i na zabój, ufając bezgranicznie, totalnie otwierając na drugą osobę, bo nawet nie przychodzi nam do głowy, że ten ktoś mógłby nas zranić. Oczywiście to czyste szaleństwo, ale też bardzo piękne, choć jeśli pewnego dnia się kończy – także ogromnie bolesne.
Trzydziestolatkowie tymczasem mają już na ogół bagaż emocjonalny, który powstrzymuje ich przed takim poziomem ekstazy. Potrzeba nam więcej czasu, by komuś zaufać i w pełni się otworzyć, bardziej bronimy swojego terytorium i własnej emocjonalnej przestrzeni – na wypadek, gdyby ta druga osoba jednak się zawinęła. Już doświadczyliśmy tego, jak strasznie to boli i jak ważne jest wtedy posiadanie tożsamościowej autonomii, takiej bezpiecznej bazy, która pozwoli nam szybciej wyleczyć rany.
To nie znaczy, że po trzydziestce wielka miłość nie istnieje, po prostu jest inna – rozważniejsza, ostrożniejsza, potrzebuje więcej czasu, by wybuchnąć pełną mocą.
Z drugiej strony na tym etapie jesteśmy już bardziej świadomi siebie, wiele spraw mamy przepracowanych, lepiej rozumiemy, czego i kogo szukamy.
Łatwiej nam chyba docenić wartość kochanej osoby i zidentyfikować dobry, bezpieczny związek. Chyba bardziej czujemy, gdy „to jest to” – i nie porzucamy tego pochopnie. A to z kolei potrafi nieoczekiwanie być szalenie romantyczne: to poczucie, że świadomie wybraliśmy właśnie tego kogoś spośród miliona innych.
Dorota – Just Perfect: W książce poruszasz nie tylko problem miłości, ale też samotności. Jak myślisz, czemu dzisiejsze pokolenie młodych, zdolnych i dobrze sytuowanych do tego stopnia się z nią mierzy?
Marta: Oczywiście trzeba zaznaczyć, że część ludzi wybiera życie w pojedynkę świadomie, bo tak jest im lepiej – i to jest zupełnie inna sytuacja niż ta, którą opisałam. Tyle, że często nie jest to wybór, a splot okoliczności. Na dłuższą metę ciężko kochać, nie dając komuś cząstki siebie, i nie dostając cudzej w zamian.
Tylko jak to zrobić w sytuacji, gdy już przeżyliśmy utratę miłości, do tego w świecie, który tak mocno naciska na idealność – w rozumieniu dorastania do wyśrubowanych oczekiwań lansowanych przez show biznes i media społecznościowe?
Mam wrażenie, że zamiast szukać swojej drogi i być „perfekcyjnymi w naszej nieperfekcyjności”, do czego sama bardzo słusznie nas namawiasz, wszyscy padliśmy ofiarą pogoni za jakimś – ustalonym przez kogoś innego – ideałem.
Tak bardzo wytłumaczono nam, że zasługujemy tylko na to, co najlepsze, że przestaliśmy wierzyć, że to najlepsze możemy komuś zaoferować właśnie my, że druga osoba to „najlepsze” może widzieć właśnie w nas, albo że z kolei my to „najlepsze” mamy właśnie przed sobą. Dla mnie to klasyczny przykład FOMO (Fear of Missing Out), czyli zjawiska, które rządzi naszymi czasami. „Skąd mam wiedzieć, że to już jest to?” – pytanie niby zasadne, ale często – zabójcze, bo powoduje, że bez mrugnięcia okiem odpuszczamy relacje, które z perspektywy czasu mogą okazać się najlepszymi, jakie mieliśmy.
Do tego aplikacje pokroju Tindera dają nam iluzoryczne wrażenie, że miłość to bardzo prosta sprawa, a „coś lepszego” znajduje się na wyciągnięcie ręki. Przesuwanie w lewo i prawo, niezobowiązujące randki czy społeczne przyzwolenie na ghosting powodują też, że normą stało się traktowanie innych przedmiotowo.
Niby fajnie, że zwolniono nas z obowiązku dobrego postępowania z innymi na rzecz wygodniejszego życia, ale trudno się w takich warunkach zaangażować. Podświadomie czujemy, że wszystko jest na chwilę, i nawet, jeśli sami odczuwamy satysfakcję z danej relacji, boimy się, że być może druga osoba widzi to zupełnie inaczej. A co za tym idzie – że rozpłynie się w niebycie, gdy tylko w telefonie czy na imprezie spotka kogoś nowego.
Więc trzymamy uczucia na wodzy, lękamy bliskości, nie wierzymy w siebie.
Boimy zranienia, odsłonienia, ośmieszenia, porzucenia… asekurujemy pozorną obojętnością i brakiem oczekiwań… i tak to sobie trwa. A czym więcej sukcesów w życiu odnosimy, czym wyżej stawiamy sobie poprzeczkę – tym trudniej nam zaryzykować, więc tym bardziej samotni się stajemy.
Dorota – Just Perfect: Czy to właśnie stąd wzięło się w Twojej nowej książce zdanie, umieszczone także na okładce powieści, że najczęściej ranimy tych, którzy są nam najbliżsi?
Marta: Częściowo na pewno. Chociaż w tym paradoksie bardziej chodzi mi o pokazanie, że bliskość – czyli intymność, zaufanie, przyjaźń, miłość – ma potężną moc. Daje ogromne szczęście, gdy jest traktowana dobrze, ale sieje spustoszenie, gdy wykorzystujemy ją przeciwko innym. Dla przykładu, gdy ktoś obcy objedzie nas na ulicy za złe parkowanie, spłynie to po nas jak woda po kaczce. Ale nawet niewinna krytyka z ust ważnej dla nas osoby potrafi uwierać latami, i tak jest z każdym innym gestem.
Dlatego bliskość to nie tylko ogromny przywilej, ale także odpowiedzialność wobec drogich nam osób, o której powinniśmy pamiętać w naszym postępowaniu i wyborach.
Niestety jesteśmy tylko ludźmi i nie zawsze się to udaje, ale nigdy nie jest za późno, by naprawić swoje błędy. Także o tym jest moja książka – o nadziei na nową, lepszą przyszłość, i próbowaniu od nowa.
Dorota – Just Perfect: Czyli jest też o tym, jak przeszłość ma wpływ i konsekwencje na działanie w życiu teraźniejszym?
Marta: Tak, zdecydowanie. Bo przeszłość to doświadczenia, które budują to, kim jesteśmy dzisiaj. Jak sama wspomniałaś, w mojej powieści akcja toczy się w dwóch czasowych płaszczyznach: w roku 2017 oraz w latach 1999-2003. Ten zabieg pomógł mi budować napięcie i zwroty akcji (bo Czytelnik dowiaduje się stopniowo, jak zdarzenia z dawnych czasów wpłynęły na te aktualne), ale też pokazać, jak życiowe drogi i wybory kształtują naszą osobowość.
Więc z jednej strony mamy pełnych zapału, ambitnych, roześmianych studentów, z drugiej – wspomnianych już, ostrożnych trzydziesto-kilkulatków, którzy odnieśli sukces w pracy, choć niekoniecznie w miłości. Są poważniejsi, bardziej odpowiedzialni, rozsądniejsi i może nieco mniej spontaniczni. Ale w miarę, jak historia się rozwija, odkrywają w sobie na nowo cechy z młodości, które wciąż w nich drzemią: zapał, romantyczność, zamiłowanie do piękna, wyobraźnię… Nie chciałabym, żebyś odniosła wrażenie, iż moja powieść jest trudna czy ciężka. Wręcz przeciwnie. Ona jest o odkrywaniu na nowo: siebie nawzajem, swojej osobowości, barw i kolorów życia.
Dorota – Just Perfect: Czyli jest też trochę o… korpo. A Obie jesteśmy przecież ze świata korpo 🙂 . Dużo się teraz o tym pisze, ja też mam swoje spostrzeżenia. Czy Twoim zdaniem kariera i praca w korpo zabija naszą tożsamość?
Marta: Hah, myślę, że każda praca na etacie to pewien kompromis! Już samo to, że oddajemy komuś bezwarunkowo osiem godzin naszego życia każdego dnia przez pięć dni w tygodniu, to coś, do czego nadal nie potrafię się przyzwyczaić. Tak samo jak do procedur i polityk, którym musisz się podporządkować, pracując w globalnej firmie. No ale ja już mam w tym wprawę… przecież kiedyś poddawałam się już dyscyplinie w szkole z internatem!
A tak na poważnie, to myślę, że pracujemy przede wszystkim po to, by mieć na jedzenie i na kredyt (no dobra, może jeszcze na fajne buty i książki). A że robimy to przez większą część życia, to fajnie znaleźć coś, co sprawia nam przy tym frajdę – bo inaczej każdy dzień byłby smutny. I to jest clue, nie ma znaczenia, czy potrzebę tę realizujemy, ratując ludzkie życie na stole operacyjnym (bo do tego akurat mamy talent), czy wypełniając tabelki w Excelu (gdyż właśnie to wychodzi nam najlepiej).
Oczywiście super byłoby raczej oddawać się jedynie swoim pasjom, ale to luksus, na który mało kto może sobie pozwolić, szczególnie na starcie. O tym zresztą przekonują się także moi książkowi bohaterowie, bo akcja w dużej mierze toczy się w międzynarodowej korporacji.
A co do tego, że korpo odziera nas z własnej tożsamości… myślę, że to uproszczenie i wymówka. Miejsce czy forma pracy nie ma znaczenia. Kluczowe jest to, jakim jesteś człowiekiem, jakie wartości wyznajesz i czego chcesz od życia. Przez dziesięć lat pracy w korpo ani razu nie znalazłam się w sytuacji, w której musiałabym wybierać miedzy karierą a własnym sumieniem, i ten aspekt etyczny jest dla mnie kluczowy. To jedyny obszar, w którym nie poszłabym na kompromis z samą sobą. Wszystko inne – styl życia, relacje z ludźmi, pasje, zainteresowania – zależą już tylko ode mnie i są do ułożenia niezależnie od wykonywanego zajęcia.
Pracując w korpo podobnie jak Ty, poznałam wielu wspaniałych ludzi, uprawiających po godzinach super ciekawe pasje, którzy tak jak ja zdecydowali się na stabilną pracę na etacie, bo tego wymagała od nich sytuacja osobista i materialna.
Ktoś może być straszliwym nudziarzem, prowadząc własny kreatywny biznes, i fascynującym człowiekiem, który na co dzień jest kontrolerem finansowym.
Oczywiście, pewnego dnia chciałabym móc „pójść na swoje”, tak jak ty, co akurat w moim wypadku oznaczałoby skupienie się tylko na zawodowym pisaniu – ale zdaję sobie sprawę, że dochodzi się do tego stopniowo. Ja ten plan chciałabym zrealizować po czterdziestce. Jeśli się uda – będę szczęśliwa. A póki co z zapałem wykonuję w ciągu dnia swoje obowiązki zawodowe i z wdzięcznością przyjmuję comiesięczny przelew z pensją.
Dorota – Just Perfect: Bardzo wyeksponowany jest w Twojej nowej powieści wątek stolicy. Czy czujesz, jak zmieniła się Warszawa przez ostatnie 20 lat? Jak zmienili się młodzi Polacy?
Marta: Oj tak! „Każde twoje słowo” to książka, która mocno nawiązuje do tych zmian. Mamy więc Warszawę lat 90-tych, która jest jeszcze miastem postkomunistycznym i szarym, ale dynamicznym, patrzącym na Zachód, pełnym nadziei na lepsze jutro. Oraz Warszawę współczesną, europejską stolicę, dostatnią i uprzywilejowaną, ale za to mocno stawiającą na lokalność. Mamy w niej więc loftowe biura, targi śniadaniowe, szykowne mieszkania w przedwojennych kamienicach i motywy zero-waste.
A Warszawiacy? Ci sprzed dwudziestu lat byli mniej obyci w świecie, ale bardziej na ten świat otwarci i niesamowicie entuzjastyczni wobec przyszłości. Tyle, że nieraz odbywało się to kosztem życia prywatnego, a kariera często wydawała się ważniejsza, niż szczęśliwe życie prywatne.
Dziś – odwrotnie. Mam wrażenie, że jesteśmy bardziej wyluzowani, mamy mniejszą potrzebę, by cokolwiek komukolwiek udowadniać i nie postawimy już na szali własnego szczęścia dla kolejnego awansu w pracy, jeśli oznaczać miałby pracę przez dwadzieścia godzin na dobę. Tyle, że to luksus, który wypracowaliśmy sobie przez lata, czy raczej wypracowało go dla nas nieco starsze od nas pokolenie. Mam wrażenie, że dzisiejsi dwudziestolatkowie mają to nawet jeszcze lepiej poukładane, i liczę, że oni wywalczą już dla nas wszystkich prawdziwy work-life balance i zrównoważony rozwój.
Dorota – Just Perfect: Obie piszemy. Ja zmieniłam „zawód” i piszę o fascynacji życiem o zmianach i o tym co mnie fascynuje ale i denerwuje. To taki rodzaj odskoczni po 26 latach pracy w korporacji. To również taka wewnętrzna terapia, która daje mi spokój. A czym Marta jest dla Ciebie pisanie ?
Marta: Właśnie terapią, bez dwóch zdań. To dla mnie sposób na ujście dla wszystkich tych emocji, które duszę głęboko w sobie, i wyrażenie tych wszystkich myśli, które trudno mi opowiedzieć w rozmowie.
Dorota – Just Perfect: Niedawno obchodziliśmy Dzień Matki , a ja wiem, że Twoja mama jest pierwszym recenzentem Twoich powieści. Opowiedz trochę o tym.
Marta: Tak, moja Mama to mój najwierniejszy recenzent, ale też największy krytyk. Ponieważ z wykształcenia i zawodu jest filologiem oraz tłumaczem, redagowanie i analizę tekstu ma w małym palcu. Była pierwszą osobą, której – w absolutnej tajemnicy – wysłałam pierwszy fragment „Morderstwa i całej reszty”, przy czym absolutnie nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Eufemizmy nie są najmocniejszą stroną mojej Mamy. Gdy byłam przedszkolakiem bez ogródek mówiła mi, że wywieszone na ścianie rysunki innych dzieci są ładniejsze niż moje (śmiech!). Dlatego gdy powiedziała mi „słuchaj, byłam zdumiona, ale to jest naprawdę dobre, będzie świetna książka”, poczułam, że to największy komplement!
Teraz moja Mama jest nie tylko pierwszym czytelnikiem kolejnych fragmentów (takich zaufanych osób mam kilka), ale też moją literacką „partnerką w zbrodni” 🙂 .
Z Nią wymyślam i omawiam intrygi, przegaduję swoje pomysły, weryfikuję konspekty. Niejeden świetny pomysł mojej Mamy uratował mi już książkę lub intrygę.
Dorota – Just Perfect: Cudownie, że masz taką wspaniałą i bliską Ci recenzentkę. Marta, czytałam Twoje dwie pierwsze powieści. Masz niesamowitą lekkość pisania. Twoje książki czyta się z ogromną przyjemnością. Ja nie mogłam się od nich oderwać. Czasami zastanawiam się, jak się planuje takie pisanie, bo wielowątkowość u Ciebie jest spora. Czy to trudne?
Marta: Trudne – nie! Wymaga jedynie dyscypliny, w każdym razie ode mnie. Każdy pisarz ma swój styl pracy. Wiem, że niektórzy idą na żywioł, to znaczy spisują bardzo luźny pomysł, a potem siadają i piszą bez jakiegokolwiek planu. Znam takich autorów kryminałów, którzy twierdzą, że zasiadając do pisania nie wiedzą nawet, kto okaże się mordercą, bo czekają, aż tekst ich zaskoczy!
Ja nie zostawiam niczego przypadkowi, po prostu tak jest mi łatwiej.
Bardzo skrupulatnie spisuję intrygę kryminalną, czy w powieści obyczajowej – wszystkie elementy suspensu; a potem, gdy już mam ustaloną historię przewodnią, siadam do spisania szczegółowego konspektu.
Robię to naprawdę scena po scenie, dialog po dialogu. To taka moja „instrukcja obsługi” do danej powieści. Dzięki temu potem znacznie łatwiej mi się pracuje: całą energię mogę skupić na stylu pisania, a nie – równoczesnym wymyślaniu akcji, no i łatwiej jest mi też w razie czego dokonywać zmian w fabule, bo nie przesuwam całych fragmentów tekstu, a jedynie klocki w postaci kolejnych punktów konspektu. To szczególnie ważne przy historiach kryminalnych, gdzie złożoność intrygi jest bardzo duża i łatwo się pogubić. Dzięki pracy na konspekcie tekst mi się nie rozłazi i łatwiej mi zapanować nad dobrą dynamiką dla Czytelnika.
Co ciekawe – moim zdaniem w technice pisania bardzo pomogła mi właśnie praca w korpo, co nawiązuje też do Twojego wcześniejszego pytania. Tam nauczyłam się dyscypliny przy pracy z dużą ilością materiału, informacji, danych, byłam zmuszona przedstawiać je tak, by były ciekawe i zrozumiałe dla odbiorców. Każdą dużą prezentację zaczynałam od tego, że tworzyłam sobie szkielet slajdów, czyli pewien porządek, w jakim mam je ułożyć, a potem dopiero je dopracowywałam.
Dorota – Just Perfect: Chciałam jeszcze dopytać na koniec o Twoje plany na przyszłość? Czy masz już temat na kolejną książkę?
Marta: Oczywiście! Już nad nią pracuję! Wzięłam sobie na warsztat dość ambitne zadanie, ale mam nadzieję, że się uda… Trzymaj proszę kciuki!
Dorota – Just Perfect: Marta, dziękuję Ci za to, że udzieliłaś mi wywiadu ( początkującej dziennikarce ha, ha 🙂 ). Jestem pewna, że Twoja książka odniesie sukces. Bardzo Ci kibicuję, bo jak pisałam na początku, jesteś moją bratnią duszą. A ja dodatkowo mam intuicję i wiem, że niedługo ktoś zapuka do Twoich drzwi i będzie chciał zekranizować Twoją powieść. Tego Ci z całego serca życzę !!!!
Marta: Dorotko, to ja dziękuję Ci raz jeszcze – za piękne słowa, zaufanie, wywiad, poświęcony czas i świetne pytania. Moim zdaniem na miarę dziennikarki absolutnie doświadczonej…:) . I trzymam bardzo mocno kciuki za Ciebie i Twoją pasję – wiem po sobie, jak wiele wnosi do życia!
Jeśli tym wywiadem zachęciłyśmy Cię do przeczytania książki „Każde Twoje słowo” Marta Reich, tu zamówisz książkę.
Z Martą Reich, pisarką i bliską znajomą, rozmawiała Dorota (nie)Perfekcyjna, autorka JustPerfect.pl. Więcej o mnie i pozostałych ekspertach przeczytasz w Loży Ekspertów.
Zdjęcia Marty : PhotozTori.
Zapraszam do polubienia i obserwowania justperfect 5.0 na instagram’ie i facebook’u. Znajdziesz tam informacje o nowych artykułach, gościach, ekspertach i… będziesz na bieżąco.